Zawsze marzyłem o tym, aby podróżować po państwach byłego Związku Radzieckiego. Fakt, że według relacji świadków jest tam brudno i niebezpiecznie bynajmniej mnie nie odstraszał, podobnie jak niebezpieczeństwa dzikiego zachodu nie były w stanie zatrzymać łowców przygód w czasach, w których kształtowały się Stany Zjednoczone.
Jedynym postsowieckim krajem, jaki do tej pory udało mi się odwiedzić jest Ukraina. Państwo to jest nam kulturowo bardzo bliskie – większość Ukraińców, jakich spotkałem podczas podróży, znakomicie rozumiała polski język. Mimo to natychmiast po przekroczeniu granicy dociera do nas, że znaleźliśmy się w dość egzotycznej krainie. W pierwszej kolejności zwróciłem uwagę na sylwetkę postaci na znaku przejścia dla pieszych – postać jest przygarbiona i ma zupełnie inną głowę niż w Polsce. Poza tym architektura wszechobecnych cerkwi bardzo różni się od kanonu, według którego buduje się katolickie kościoły. Charakterystyczne, zaokrąglone i pozłacane dachy, na każdym kroku przypominają nam o tym, że znaleźliśmy się w kraju prawosławnym.